Kremy pod makijaż bez parafiny – MIYA myWonderbalm

Seria dotycząca kremów idealnych pod makijaż niezawierających parafiny wciąż ma się dobrze na blogu. Cały czas ją czytacie, ponieważ, jak się domyślam, wciąż jesteście w poszukiwaniach idealnej bazy, najlepszego kremu-podłoża dla Waszego makijażu. Najlepiej oczywiście, by skład tego podłoża był jak najbardziej naturalny, pozbawionej całej tej chemii, której nie potrzebuje nasza skóra. Jednocześnie potrzebujemy wygładzenia i mocnego nawilżenia, szczególnie na nadchodzący okres jesienno-zimowy.

Nie jest powiedziane, że wszystkie kremy, które pozbawione są parafiny, stanowią dobrą bazę pod podkład. Ja jednak dowiedziałam się o dwóch kolejnych kosmetykach, których właściwości pozwalają na ich spokojne użycie pod makijaż. Marka MIYA była mi nieco obca, i chyba nadal niewiele mnie z nią łączy. Jakiś czas temu, kiedy kosmetyki tej marki stawiały swoje pierwsze kroki na rynku kosmetycznym, tu i ówdzie często się pojawiały, a ja sama widywałam je w internecie, między innymi na blogach i w innych miejscach.

Jednak ostatnio zdaje się, że o marce tej ucichło. Czy jest to czymś uzasadnione?

Seria myWONDERBalm to kolekcja składająca się z czterech kremów zamkniętych w pięknych, kolorowych opakowaniach – żółtym, błękitnym, różowym oraz głębokim niebieskim, które wręcz zachęcają nas do poświęcenia im choć trochę uwagi. Intensywne są nie tylko opakowania, ale też zapachy, o czym przekonałam się podczas testowania. Osobiście jestem w posiadaniu dwóch wersji kremu. Są to: krem intensywnie nawilżający z olejkiem kokosowym o zabawnej nazwie “I’m Coco Nuts” w ładnym, błękitnym opakowaniu, oraz odżywiający i nawilżający krem z masłem z mango pod nazwą “Hello Yellow” w żółtym, jaskrawym opakowaniu. Oprócz tego seria oferuje również krem odżywiający z olejkiem z róży oraz krem regenerujący z masłem Shea. Wersję o działaniu intensywnie nawilżającym zamówiłam w sklepie internetowym Kontigo, natomiast krem z masłem mango zakupiłam w stacjonarnej aptece Super-Pharm. Cena każdego z tych produktów to około 30 złotych, a w każdej tubce znajdziemy 75 ml. produktu. Jeśli chodzi o ważność kremu, począwszy od daty otwarcia, jest to sześć miesięcy.

To, co rzuca nam się w oczy po otwarciu opakowania, a raczej co możemy wyczuć nosem, są to mocno słodkie, owocowe nuty zapachowe. Od razu zaznaczam, że jeżeli nie za bardzo jesteście zwolenniczkami mocno pachnących produktów do pielęgnacji i wolicie bardziej neutralne lub bezzapachowe kosmetyki, być może nie będzie to dla Was dobry wybór. Zapach bowiem na jakiś czas utrzymuje się na skórze. Po kilku momentach znika oczywiście. Jeśli chodzi o konsystencję kremów, są to produkty dość gęste. Nie ma problemu z ich wodnistością, ani ze spływaniem, natomiast nie zaobserwowałam również żadnych trudności z rozprowadzeniem produktu na skórze. Wersja kremu z olejkiem kokosowym jest wyczuwalnie lżejsza, skóra szybciej wchłania krem, a na skórze nie zaobserwowałam tłustego filmu. Taką tłustawą warstwę pozostawia natomiast drugi z testowanych przeze mnie kremów – zawierający masło mango.

Czy w kremach MIYA zauważyłam jakiekolwiek wady?

Jeśli chodzi o minusy, zauważyłam pewną zależność, która powtarzała się po każdym jednorazowym nałożeniu kremu na skórę. Chodzi o to, że kremy w zetknięciu z podrażnioną skórą powodują jej nieznaczne, lekkie pieczenie. Miało to miejsce jednak jedynie wtedy, gdy nakładałam krem od razu na suchą skórę, której nie traktowałam wcześniej żadnym wodnym produktem, typu tonik czy serum. Zjawisko to zdarzyło mi się kilka razy, i chociaż nie było bardzo nasilone, uznałam, że jest to warte wspomnienia i może być ważne dla osób ze skórą alergiczną.

Wersję kremu z kokosem mogę szczerze polecić wszystkim, którzy mają cerę mieszaną lub tłustą, ponieważ krem ten jest dostatecznie lekki, szybko się wchłania i nie pozostawia lepiącej warstwy. Żółtą wersją z mango polecam natomiast osobom o suchej lub normalnej cerze, a także dla osób z cerą odwodnioną. Warstwa, którą krem zostawia na skórze sprawdzi się u takich osób i sprawi, że nakładanie podkładu będzie ułatwione, a sam podkład będzie wyglądał na buzi korzystniej.

Nie wszystkie kremy przystosowane są do nakładania ich pod makijaż, ponieważ niektóre z nich sprawiają, że podkład zwyczajnie się waży i roluje (miałam taką sytuację z kremem marki Bioderma, który za każdym razem powodował rolowanie się podkładu i powstawanie nieestetycznych prześwitów), jednak mogę szczerze zapewnić, że myWONDERbalm, całe szczęście, nie powoduje takiego zjawiska. Warto również wspomnieć, że żaden z kremów MIYA z tej serii nie zawiera w sobie filtru SPF. Patrząc na to z jednej strony, jest to wada, ponieważ nikomu nie trzeba tłumaczyć, jak negatywne działanie ma na skórę Słońce, które nawet w zimie warto, by codziennie stosowany krem pielęgnacyjny zawierał filtr przeciwsłoneczny. Z drugiej jednak strony można uznać to za zaletę, ponieważ kremy te nie będą powodować bielenia, które przy świetle dziennym nie daje się zauważyć, jednak przy użyciu flasha, na zdjęciach, może być już delikatnie widoczne.

Dodaj komentarz